á
â
ă
ä
ç
č
ď
đ
é
ë
ě
í
î
ľ
ĺ
ň
ô
ő
ö
ŕ
ř
ş
š
ţ
ť
ů
ú
ű
ü
ý
ž
®
€
ß
Á
Â
Ă
Ä
Ç
Č
Ď
Đ
É
Ë
Ě
Í
Î
Ľ
Ĺ
Ň
Ô
Ő
Ö
Ŕ
Ř
Ş
Š
Ţ
Ť
Ů
Ú
Ű
Ü
Ý
Ž
©
§
µ
Na okładce zaprojektowanej przez Michała Gajosa ciekawe świata delfiny, pewnie w radosnym śpiewie, mizdrzące się do słońca, jak elfy wylęgłe z krainy ciemności. Delfiny można spotkać tylko w ciepłych morzach, a elfy żyją pod każdą szerokością geograficzną. W Krakowie, Rzeszowie, Stalowej Woli a nawet w Przyszowie… To piękna wioska położona w malowniczych lasach, nieopodal Stalowej Woli.
Książka Agaty Linek składa się z czterech części. Najobszerniejsza zawiera wiersze ściśle związane z tytułem tomu, kolejne, to małe cykle poetyckie zatytułowane „Symetryka", „Katharsis" i „Gestologia". Autorka wciąż nieśmiało wkracza w świat poważnej poezji, choć jej tomik ukazał się w piętnastolecie pracy twórczej i jest jej trzecią poetycką książką (wcześniejsze to w 2006 r. „Jesteś elfem" i w 2010 r. „Śmiech ćmy"). Staje się więc Agata Linek nie tylko dojrzalszą kobietą, ale i poetką, której optyka na otaczający świat winna się zmieniać, postrzegając nie tylko siebie, przez pryzmat minionych czasów, które jawią się jej niedosięgłą Arkadią, jak delfinom zaginiona Atlantyda, ale także – a może przede wszystkim – powagę współczesności, czasów przełomu – wciąż początków II tysiąclecia naszej ery i XXI wieku. Choć elfy są zawsze takie same...Odnoszę wrażenie, że Agata Linek w swej kolejnej książce wyraziście dystansuje się od czasów, w których żyje. Może dlatego, że dla niej poezja jest jak świat zaczarowanych bajek? Ale przecież z tego się wyrasta! Bywa, przy okazji wyrasta się z poezji… Poetka zabiera nas do świata w leśnej kniei, w której po dziś dzień słychać w czas księżycowych nocy nawoływania łowczych króla Jagiełły, bywającego w przyszowskim zamku leżącym na urokliwym brzegu malowniczo przebijającego się przez lasy Łęgu. Tam „świat nabiera barw / Mogę go dotknąć poczuć posłuchać zobaczyć posmakować / Tutaj/ czuję że żyję (Przyszów Staw).
I wędrujemy dalej za autorką w świat marzeń i tęsknot do czasów, kiedy „wszystko było / prostsze / jaśniejsze / radośniejsze / kiedy miałam jeden Rok" (Świat wspomnień), apotem przyglądamy się jak przygotowuje napar złożony z serca, mózgu, własnej wartości, promieni, oddechów zdecydowania, inteligencji, sprytu, pomysłowości, talentu i szczęścia, a wszystko „gotowe do spożycia / po osiągnięciu dojrzałości" (Napar).
Trzeba się więc naczekać w rytmie monotonii tykającego zegara. Zegar Agaty toczył swój czas głównie w Stalowej Woli. Tam się urodziła, tam mieszka, nie tylko sercem, do dzisiaj. Swemu dziadkowi Henrykowi, znamienitemu profesorowi matematyki w tamtejszym liceum ogólnokształcącym, poświęciła wiersz Czajnik. A ja poczułem się jak w czasach, kiedy mój zegar wskazywał rok 1970. Wtedy bywałem u profesora, który usiłował wyzwolić we mnie ducha matematyki. Kiedy już po jego uwagach zapisałem zadanie do rozwiązania, zostawiał mnie w samotności, nie chciał przeszkadzać, „nastawił wodę / wyciągnął herbatę / i cukier…", gdy nagle zgasło światło. Wtedy często wyłączali prąd… Ale to tylko „żarówka w kuchni się przepaliła / poszedł do przedpokoju / wyłączył korki schowane za długim obrazem / i wrócił / żeby wkręcić nową". Nie udało się rozwiązać zadania, kropla potu spływa na ceratę stołu kuchennego, a on nic, tylko „uśmiech na jego twarzy / śliska cerata kuchennego stołu na palcach"… Co się dzieje, przecież ja już zdałem maturę z matematyki! Obudź się! I nagle spokojny głos: „– Heniu! Woda się zagotowała. / – Wiesiu! Chodźmy już…" (Czajnik). Budzę się zlany potem, jest rok 2013, obok książka Agaty Linek otwarta na stronie z wierszem Czajnik. Stalowa Wola też inna, dla przybyszów piękna (co oni w niej widzą?!), dla swoich wciąż nie taka jaka mogłaby być. Choć wszystko blisko i wiadomo co gdzie jest, a mieszkańcy wciąż złaknieni nowinek, to „w moim mieście / niewiele się dzieje / czasem lepiej po prostu wyjść z psem / albo poczytać w domowym zaciszu" (Stalowa Wola). Ale czy to jest moje miasto? Miasto, do którego tęsknię?
Śpiew delfina, podobnie jak naskalnych nagich Syren, bywa zwodniczy. W tych rodzinnych kątach Stalowej Woli i jej malowniczych okolicach Agata Linek, wydaje się, już odnalazła się w swej twórczości także. Czy już na zawsze? Kto wie?! Jej wiersze pełne są wspomnień, nostalgii, czasem wywołane bywają bieżącymi problemami związanymi z jej pracą. Kiedyś można było dostrzec w jej twórczości wyraziste znaki zapytania, pojawiające się wątpliwości, to w tej książce zamieniły się one w niedopowiedzenia, nie do końca wyjaśnione wątpliwości. Choć mogły przejść w zauroczenia metaforyczne, czy kolorystykę, co znacznie ubogaciłoby jej wiersze. Z tego domniemania wybija mnie wiersz Mandragora, w którym mówi Agata: „Straciłam kontrolę nad swoim życiem / odkryłam świat w którym jedna litera zamienia się w drugą / już bez drżenia oddaję twej mądrości / i to też jest cud". Życzę przeto tych cudów natchnienia, większej śmiałości i pewności, by wypełniły kolejne, może bardziej kolorowe, kartki w jej poetyckim notatniku.
Agata Linek, „Śpiew delfina", Towarzystwo Słowaków w Polsce, Kraków 2012